wtorek, 24 grudnia 2013

Ciasteczka podwójnie imbirowe

Czym pachną Wam Święta? Dla mnie oczywiście cynamonem i kiszoną kapustą ;) Nawet chcąc czy nie chcąc muszę wdychać opary przygotowań kapustowych sąsiadów w moim bloku (słaby system wentylacji ;]). Cynamon i przyprawy korzenne oczywiście są podstawą wypieków świątecznych ale w tym roku zamiast typowych pierniczków postanowiłam postawić na imbir, mniej oczywistą przyprawę.



CIASTECZKA PODWÓJNIE IMBIROWE

Skład:

 1,5 szklanki mąki zwykłej
1 szklanka mąki razowej (u mnie orkiszowa)
3/4 szklanki posiekanego drobno imbiru kandyzowanego
1 łyżeczka proszku do pieczenia
0,5 łyżeczki sody oczyszczonej
0,5 łyżeczki soli
0,5 łyżeczki imbiru mielonego
1 szklanka +1/5 szklanki brązowego cukru
0,5 szklanki musu jabłkowego (może być po prostu zmiksowane jabłko lub mus jabłkowy, np. z Biedronki)
1/4 szklanki oleju 
1 łyżeczka startej skórki z cytryny (polecam niewoskowane eko cytryny z Lidla)
1 łyżka soku z cytryny
1/4 łyżeczki ekstraktu z wanilii


Suche składniki (mąka, proszek, soda, sól, imbir) mieszamy ze sobą i dodajemy posiekany imbir kandyzowany. W osobnej misce mieszamy szklankę cukru, mus, olej, skórkę i sok z cytryny, wanilię.
W misce z mąką robimy dziurkę w środku i wlewamy do niej wymieszane wcześniej mokre składniki. Wyrabiamy ciasto i wstawiamy je do lodówki na min.1 godzinę, ja wstawiłam na noc.
Ze schłodzonego ciasta odrywamy małe kawałki (1-2 łyżki) i formujemy kuleczki, które obtaczamy w pozostałym cukrze i kładziemy je na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia w kilkucentymetrowych odstępach. Pieczemy w 175 C przez 15 minut. Gotowe ciasta najlepiej schłodzić na kratce. Z tej ilości mniej więcej 20-20 parę sztuk.








WESOŁYCH WEGAŃSKICH ŚWIĄT WSZYSTKIM!!!

 


sobota, 7 grudnia 2013

Zamówienie z iHerb + dekoracja DIY

Jestem, żyję, nie zaginęłam po prostu dopadła mnie 'depresja' jesienno-zimowa a z nią mocno zmniejszona kreatywność w kuchni, więc nie miałam się zbyt czym chwalić. A nawet jeśli coś ciekawego udało mi się (zwykle przez przypadek ;)) wyczarować zdjęcia musiałam robić telefonem i ich jakoś pozostawiała wieeeele do życzenia. Wiem, jestem blogerką mocno niekonsekwentną, ale cóż życie pozablogspotowe czasem i mnie dogania.
Dziś powracam z postem niekulinarnym ale około zdrowotno wegańskim, z małym akcentem urodowym. 
Poczyniłam znów małe zakupy na iHerb.com. Jeśli nie znacie tej strony bardzo wam polecam, jest to sklep w którym można kupić kosmetyki, suplementy, jedzenie, detergenty etc. Większość jest w klimatach zielono-organicznych, wszystkie produkty są świetnie oznaczone więc nie ma problemu ze znalezieniem wegańskich rzeczy. Wcześniej głównie zamawiałam u nich kosmetyki + suplement. Swego czasu nabyłam drogą kupna proszek z trawy pszenicznej (ich sekcja superfoods jest świetna!) bodajże tę klik, ale nie jestem 100% pewna. Na tej stronie znajdziemy wiele rzeczy, które albo są słabo dostępne w Polsce albo są droższe. Czasem opłaca się kupić właśnie z tej amerykańskiej strony bo przesyłka do Polski kosztuje tylko.... 4$! (wcześniej było 6$) a i czas przesyłki jest niezły - tym razem zakupy szły do mnie ok. 2 tygodni ale zdarza się i krócej.
Oto moje zakupy:




Tym razem postanowiłam na suplementy, bo moja witamina B-12 mi się skończyła a stwierdziłam, że opłaca mi się zamówić z iHerba właśnie a przy okazji chciałam powiększyć mój zapas witaminy D2, bo teraz jeszcze biorę witaminkę z Tempeh Service klik.


O tym jak ważna jest witamina B-12 w diecie wege możecie sobie poczytać na forum tutaj, albo np. tutaj. Tym razem moja witaminka B-12 przyszła do mnie w formie przepysznych rozpuszczalnych tabletek, ciekawa odmiana dla zwykłych pastylek dojelitowych. 




Taka forma powinna pomóc w zwiększeniu absorpcji tej witaminy bo niestety B-12 nie najlepiej się przyswaja w naszym organizmie stąd taka wysoka dawka. 
Z kolei D2 towarzyszy mi w miesiącach, gdy o wystawienie się na słońce i produkcję własnej D jest mało prawdopodobne. 
Oprócz tego coś dla ciała czyli zestaw pędzli cruelty-free Eco Tools do malowania mych pięknych oczu ;)


 I coś do ust:




Jeśli chcielibyście po raz pierwszy złożyć zamówienie (można płacić też kartą debetową) polecam kliknąć na kod po prawej stronie, albo przepisać kod ZUZ409 to wtedy otrzymacie zniżkę od pierwszego zamówienia do $10, więc warto. Po swoim pierwszym zamówieniu dostaniecie sami taki kod aby polecać dalej. Jeśli ktoś wykorzysta nasz kod dostaniemy możliwość obniżki od naszych następnych zakupów. Innymi słowy jak klikniecie na mój kod będzie mi miło, jeśli macie ochotę możecie skorzystać ze zniżek innych osób (wystarczy wygooglować), ale ja całym sercem wam polecam ten sklep jako dobry sposób na wegańskie zakupy :)
Niektóre rzeczy, które tam kupiłam i które spokojnie moge polecić:
~ przecudowna truskawkowa odżywka Madre Labs klik 
~ szampon z jojoba, który dla mnie pachniał jak marcepan (uwielbiam!) Nature's Gate klik 
~ glinka marokańska Now Foods klik 
~ migdałowe mydło kastylijskie klik 

A jako bonus dam wam fajny pomysł na wykorzystanie jakiejś fajnej butelki po winie, tudzież szampanie. 


Inspiracja oczywiście z Pinterest'a :) W butelce trzeba wywiercić, niestety specjalnym wiertłem do szkła i ostrożnie (!) wystarczająco duży otwór aby przez niego w butelce upchać świąteczne lampki. Najlepiej LED'owe, nie nagrzewają się tak jak zwykłe. Jeśli nie mamy możliwości wywiercenia samemu zawsze można, tak jak my, znaleźć miłego pana szklarza, który za drobną opłatą nam pomoże :)

sobota, 16 listopada 2013

Zastrzyk energii w szklance

Taki oto sok ostatnio u mnie króluje. Rano dodaje energii, przez dodatek cytryny i imbiru wpływa na odporność organizmu. Oprócz tego imbir jest polecany kobietom w ciąży gdyż łagodzi nudności, ma właściwości rozgrzewające i wzmaga krążenie krwi, czyli daje nam niezłego kopa energii :) O burakach i ich cudownych właściwościach pisałam tutaj.


ZASTRZYK ENERGII W SZKLANCE

Skład:

2 spore buraki
0,5 kilo marchewki
pół cytryny ze skórką (organicznej, jeśli nie to obieramy)
pół główki sałaty rzymskiej (zawsze musi być coś zielonego! :)
3 jabłka (tak jak cytryna, organiczne ze skórką, nieorganiczne bez)
kawałek imbiru wielkości pół kciuka (ja mam mały ;)


Warzywa myjemy, buraki obieramy - najlepiej w rękawiczkach :), kroimy wszystko i wyciskamy!
Potem rozkoszujemy się smakiem :)

 

 Smacznego!

niedziela, 10 listopada 2013

Orientalna pasta do chleba z marchewki i słonecznika

To chyba ostatnio najczęściej pojawiająca się pasta do chleba w mojej kuchni. Łączy słodkość marchewki z nutami orientalnych przypraw, czyli jedne z moich ulubionych połączeń. To jedna z tych bardziej wyrazistych smakowo opcji do chleba więc zdecydowanie dla fanów mocniejszych aromatów :) Ja do nich na pewno należę. I znów sposób na wykorzystanie wiórów z soku. 



ORIENTALNA PASTA Z MARCHEWKI I SŁONECZNIKA

Skład:

szklanka startej marchewki
duża cebula
pół szklanki słonecznika
pół łyżeczki kurkumy
pół łyżeczki garam masali
pół łyżeczki kolendry mielonej
szczypta chili
niecałe pół łyżeczki kuminu
sól
olej


Na 3-4 łyżkach rozgrzanego oleju podsmażamy przez minutę wszystkie przyprawy oprócz soli. Po tym czasie, kiedy już wydobędziemy mocniejsze aromaty, wrzucamy pokrojoną cebulę i czekamy aż się zeszkli. Kiedy cebula już będzie gotowa wrzucamy słonecznik i go chwilę podprażamy. Następnie wrzucamy marchewkę i zalewamy ją pół szklanki wody aby marchewka ugotowała się do miękkości (można dolać wody). Czekamy aż lekko ostygnie i blendujemy na gładką masę, ewentualnie dodajemy soli czy innych przypraw jeśli nam mało :)





Smacznego! 

wtorek, 5 listopada 2013

Buraczano-marchewkowe burgery z fasolą

No cóż ja poradzę na to, że lubię burgery? No nie poradzę i tyle :) Mam słabość do dań zawijanych a tortillę, pitę, przekładanych w bułkach, chlebkach i innych mącznych wytworach. Od jakiegoś czasu zastanawiam się czy nie zrobić eksperymentu z wyrzuceniem glutenu na jakiś czas z diety, ale ta moja słabość jest jedną z rzeczy, która odkłada to na przyszłość :>  W poniższym przepisie miłość do burgerów połączyła się z miłością do buraków (klik). A przy okazji wykorzystałam pozostałości po soku, gdzie 1sze skrzypce grały buraki i marchewka (wiecie już, że bardzo nie lubię wyrzucać jedzenia :))



BURACZANO-MARCHEWKOWE BURGERY 
Z FASOLĄ

Skład:

szklanka startej marchewki
szklanka startych buraków
puszka czerwonej fasoli
3 łyżki razowej mąki pszennej
0,5 łyżeczki ostrej wędzonej papryki
0,5 łyżeczki kurkumy
łyżeczka mielonej kolendry
łyżeczka pieprzu ziołowego
sól 
pieprz




Marchew, buraki i fasolę zblendować na gładką masę, dodać mąkę. Jeśli będzie za zbite można dodać ciut wody. Do masy dodać przyprawy, uformować burgery. Ja swoje piekłam w 180 stopniach ok. 25-30 minut ale następnego odgrzewałam już na patelni i muszę wam powiedzieć, że takie są smaczniejsze, niestety ;] Te z piekarnika są bardzo delikatne i smak surowych warzyw jest dosyć mocny. 
 Tutaj akurat są z piekarnika i w wersji bardziej kotletowej bo z dodatkiem kaszy gryczanej i potrawki pomidorowej z zielonej soczewicy, ale następnego dnia już doszła do nich bułka. Hmm a tak na marginesie jaka jest różnica między kotletami i burgerami?? ;) 





Smacznego! 



 

poniedziałek, 4 listopada 2013

Świąteczna nalewka

Oj dziś się alkoholowo zrobi i świątecznie, no bo w końcu już listopad i coraz bliżej Święta ;) Nie wiem jak Wy ale ja w tym roku postanowiłam dużo wcześniej zabrać się za prezenty, żeby nie było tego corocznego i ogólnego stresu przed-wigilijnego. Raczej preferuje trzymać się z daleka od centrów handlowych tydzień, dwa przed 24 grudnia. Znacie to, prawda? Ale też mam inny powód aby zająć się prezentami wcześniej, otóż staram się do prezentów podchodzić bardziej osobiście i w tym roku postanowiłam przynajmniej połowę jak nie więcej wykonać własnoręcznie. Jednym z nich będzie Bożonarodzeniowa/ Świąteczna nalewka, na którą natknęłam się parę lat temu na forum CinCin tutaj. Poczyniłam takową na Święta lat temu bodajże 3 i największą fanką stała się moja babcia :) Jest ona słodka, mocna i bardzo aromatyczna, taka 'babska' i idealna na zimowe wieczory (nie tylko na Święta). W tym roku nastawiłam podwójną porcję, a jako połowę alkoholu zamiast wódki/ spirytusu użyłam rumu i nie dodałam fig (nie miałam). Ufam, że wyjdzie tak samo dobra jak poprzednim razem, a chciałam Wam pokazać przepis abyście mieli czas ją nastawić na Święta :)




ŚWIĄTECZNA NALEWKA

Skład:

20 dkg daktyli
20 dkg suszonych śliwek
20 dkg suszonych moreli
10 dag suszonych żurawin
20 dkg rodzynek
20 dkg obranych orzechów włoskich (pół na pół z migdałami)
2-3 płatki kandyzowanego imbiru
2 pomarańcze
4-5 lasek cynamonu
ok. 6 goździków
10 dkg cukru 
0,5 l ciemnego rumu
0,7 wódki czystej
0,2 spirytusu
pół laski wanilii 


Pomarańcze myjemy i kroimy. Bakalie układamy warstwami z pomarańczami. Cukier tym razem rozpuściłam w malutkiej ilości wody na karmel, wlałam do słoika i to załam alkoholem. 




 


Przekleję wam  wskazówki zebrane z doświadczenia użytkowników ww. forum bo mi pomogły:

BAKALIE:
Nalewka mętna robi się od przekrojonych daktyli. Najlepiej wkładać je w całości.
Rodzynki też ją zamulają można dać ich mniej

Po mniej więcej połowie czasu "stania" nalewki, można wymienić plastry pomarańczy. Te pierwsze często brzydko wyglądają i psują cały efekt wizualny.

Można zastąpić część rodzynek dużymi suszonymi żurawinami.

CUKIER
NAJWAŻNIEJSZE - należy go rozmieszać z alkoholem i tym zalać owoce
Hazo w obawie, że cukier słabo będzie się rozpuszczał - najpierw wlała trochę rumu do garnka, wsypała cukier i leciutko podgrzała. Ale tylko leciutko, żeby nie uciekły procenty. Jak ta mieszanina ostygła, dolała resztę alkoholu. Cukier nie rozpuścił się całkowicie, ale te trochę prawdopodobnie rozpuściło się podczas stania (piszę prawdopodobnie, bo Hazo nie skomentowała faktu, po filtrowaniu)
Można zmieszać biały z brązowym.
Wg Bajaderki należy użyć o wiele mniej cukru - użyła go chyba o połowę mniej, a Jej nalewka i tak była słodka

ALKOHOL
Musi być go dużo więcej niż podane w przepisie (orientacyjne ilości poniżej).
Musi być co najmniej 50-cio procentowy (choć i 40% był w użyciu, niektórym to pasowało innym nie... - wszystko kwestia "gustu").

Sprawdzone połączenia alkoholowe:
- 1 l ciemnego rumu i dla wzmocnienia 200 ml spirytusu (na podwójną porcję)
- 850 ml rumu 37% i 150 ml spirytusu (na podwójną porcję)
- 1/2 l spirytusu rozcieńczonego do 50%

PRZYPRAWY
Cynamonu, (jeśli się lubi) można nie żałować. Hazo dawała dość duży cały kawałek.
Z goździkami należy uważać 4-5 sztuk wystarczy
Bajaderka do jednej dodała plasterki kandyzowanego imbiru i ta Jej najbardziej smakowała, była wyraźniejsza w smaku i troszkę ostrzejsza (mniej mdła) 


Smacznego!


http://durszlak.pl/akcje-kulinarne/nalewki-i-wina-domowe#

 
 

sobota, 2 listopada 2013

Falafel!

Tak, dokładnie - falafel z wykrzyknikiem, bo tak go uwielbiam i taki dobry :) Falafela pewnie zna każdy weganin, który przyszpilony głodem zawitał do pobliskiej kebabowni, oczywiście bez białego sosu. Swoją drogą w Warszawie lokale z kababami i falafelami są na każdym rogu i myślałam, że tak jest wszędzie w Polsce, ale o dziwo przy okazji mojej ostatniej wizyty we Wrocławiu mocno się zdziwiłam, bo o kebabownie tam ciężko. A jak jest u was? 
Falafele próbowałam robić kilka razy, w większości upierając się na upieczenie, ale niestety, falafel musi być usmażony i kropka. W oryginale w składzie jest ciecierzyca ale ja natchniona tym przepisem z Weganizmu Udomowionego klik zabrałam się za bardziej popularny, i tym samym tani, w Polsce groch. Wyszedł absolutnie przepyszny, nie suchy (często kupne falafele są dla mnie właśnie za suche) i idealny na niedzielny obiad z lubym.



FALAFEL!

Skład:

szklanka suchego grochu
pęczek natki pietruszki
cebula
2 ząbki czosnku
1 łyżeczka kuminu
1 łyżeczka mielonej kolendry
0,5-1 łyżeczki chili
0,5 łyżeczki kurkumy
łyżeczka sody oczyszczonej
0,5 szklanki bułki tartej
2 łyżeczki soli
pieprz
olej



Najpierw, około 12h przed moczymy groch. Ja moczyłam (przez przypadek) dłużej, ale on szybciej mięknie od ciecierzycy. Po tym czasie groch, posiekaną pietruszkę, cebulę i czosnek blendujemy razem. Jako że chciałam zmiksować wszystko dobrze skorzystałam z blendera kielichowego (który ma o wiele większą moc od mojej 'żyrafy'), więc musiałam dodać trochę wody, ok. 1/3-1/2 szklanki. Po zblendowaniu, mogą zostać grudki grochu, masę przekładamy do miski. Na patelni lekko przyprażyć przyprawy, żeby wydobyć z nich jeszcze więcej aromaty, tak z minutę-dwie. Przyprawy, sodę i sól dodajemy do masy z grochu. Aby masa była wystarczająco zwarta można dać trochę bułki tartej, u mnie wyszło akurat pół szklanki.
Na patelni rozgrzewamy mocno olej (wlewamy niestety dosyć sporo, sięgał do mniej więcej połowy falafeli). Kiedy olej już będzie wystarczająco gorący formujemy mokrymi dłońmi małe, okrągłe kotleciki które smażymy na brązowo z obydwu stron. Ja robiłam wszystko z podwójnej porcji i wyszło mi 25 falafeli o średnicy mniej więcej 6 cm.




Podawać można na wiele sposobów, tutaj akurat nasza mała 'uczta' niedzielna. Tortille, ogórki kiszone, pomidory, szpinak, sos ostry pomidorowy, majonez fasolowy (klik), surówki gotowe z Biedronki (biała niewegańska dla lubego) czyli totalna dowolność w dodatkach.




Smacznego!

środa, 30 października 2013

Rozgrzewające dyniowe kakao i razowe muffiny z jabłkami

Niestety powoli nadchodzą dni kiedy ciemności zapadną szybciej niż się spodziewamy. Przynajmniej mam nadzieję, że temperatury się utrzymają :) A cóż lepszego jest w długie jesienne wieczory niż zakopać się pod kocem z gorącym napojem w jednej dłoni, książką w drugiej, pomiędzy podgryzając coś słodkiego? 
Słodkości ostatnio się u mnie rzadziej pojawiają, przyczyną tego jest mój męski domownik, który nie jest ich fanem a piec dla mnie samej nie zawsze mi się opłaca (musiałabym zajadać całe ciasto czy wszystkie muffiny sama, o zgrozo! ;)), tym samym piekę kiedy mamy gości lub się gdzieś wybieramy. Czasem jednak nie zdążę z uwiecznieniem mych dzieł ku potomności i dlatego tutaj smutno ze zdjęć spogląda na nas jeden jedyny, naprawdę ostatni muffin.


ROZGRZEWAJĄCE DYNIOWE KAKAO

Skład:

 szklanka mleka roślinnego
2 łyżeczki kakao
syrop pumpkin spice
ew. syrop z agawy


Mleko podgrzewamy w garnuszku, uwaga aby nie wykipiało. Dodajemy kakao i syrop dyniowy - tutaj przepis. Ewentualnie dosładzamy agawą. I voilà, możemy zasiąść do lektury.




RAZOWE MUFFINY Z JABŁKAMI

Skład:

1,5 szklanki mąki pszennej razowej
0,5 szklanki cukru brązowego (ja pomieszałam stewię i cukier co by było go mniej)
0,5 łyżeczki sody oczyszczonej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/3 szklanki oleju
1 szklanka mleka (u mnie roślinne, ryżowe)
1 łyżeczka ekstraktu mojego ekstraktu wanilii
niecała łyżka octu jabłkowego
łyżeczka przyprawy do szarlotki
3 jabłka obrane i pokrojone drobno
garść rodzynek

Do mleka roślinnego dodać ocet i odstawić na kilka minut. Składniki sypkie wymieszać w jednym pojemniku, w drugim płynne (ważne, wtedy muffiny są bardziej puszyste). Do suchych dodajemy płynne, mieszamy, niezbyt dokładnie, mogą być grudki. Dodajemy jabłka i rodzynki. Masę przekładamy do papilotek/foremek. Można posypać jeszcze np. mieszanką cukru brązowego i cynamonu na wierzchu będziemy mieli wtedy aromatyczną skorupkę. Piec ok 20-25 min w 180 stopniach.




  EDIT:

Zrobiłam je jeszcze raz, tym razem zamiast jednego jabłka dodałam gruszkę a mąkę razową orkiszową zmieszałam ze zwykłą białą pszenną (1 szklanka do 0,5).  Wyszły jeszcze lepsze :)






Smacznego! 


http://durszlak.pl/akcje-kulinarne/dynia-2013

http://durszlak.pl/akcje-kulinarne/muffinki-na-diecie-edycja-i#

http://durszlak.pl/akcje-kulinarne/rozgrzewajace-dania#
 

poniedziałek, 28 października 2013

Curry dyniowo-cukiniowe

Ja tu chcę pisać o rozgrzewających daniach i napojach a tutaj tropiki (jak na tę porę roku oczywiście). Nie narzekam, bynajmniej. Bardzo mi się to podoba. Z resztą przed chwilą przeczytałam artykuł, że stolica dokładnie rok temu była jednym z najbardziej zaśnieżonych miejsc w Polsce. Pamiętacie to? Ja chyba wyparłam z mej pamięci ;) Mimo słoneczka i temperatury Nipaqui woli dmuchać na zimne i poczynia zapasy na zimę oraz zakupy śniegowo-butowe. Oj a nie lubię zimna, nie lubię. :>
A jeśli mowa o zapasach na zimę sezon dyniowy nadal w pełni więc muszę zakupić kilka sztuk do przetrzymania na balkonie. Bo niestety wisi nade mną jakaś klątwa, która sprawia, że każda próba zawekowania musu z dyni (klik) spala na panewce a zamrażarka za mała :/ No ale sezon jest i korzystam z niego jak tylko mogę, tym razem w wydaniu południowo-azjatyckim w parze z cukinią.



CURRY DYNIOWO-CUKINIOWE

Skład:

ćwierć małej dyni
2 cukinie
duża cebula
pół szklanki startej marchewki (opcjonalnie)
woda
mleko kokosowe
1,5 łyżeczki garam masala
1 łyżeczka kuminu
1 łyżeczka kolendry mielonej
1 łyżeczka kurkumy
2 malutki suszone papryczki chili
sól
olej


Dynię obrać i pokroić w małą kostkę, to samo robimy z cebulą i cukinią (oprócz obierania).
W garnku rozgrzewamy olej i wrzucamy najpierw wszystkie przyprawy. Podsmażamy je minutę do uzyskania mocniejszego aromatu, dodajemy cebulę i czekamy aż się trochę zeszkli. Na sam koniec dodajemy dynię, cukinię i marchewkę. Dodatek marchewki jest opcjonalny, ja staram się wykorzystywać wiórki, które mi zostają po wyciskaniu soku. Mieszamy wszystko dokładnie aby warzywa pokryły się przyprawami. Zalewamy wodą, tak aby nie do końca przykrywała warzywa. Gotujemy do miękkości, kiedy warzywa już będą gotowe dodajemy niecałe pół puszki (można ciut mniej) mleka kokosowego i gotujemy jeszcze minutę, dwie. I mamy gotowe curry. Można podawać z ryżem, kaszą, samo, to już od was zależy :)




A tutaj z trakcie przygotowania, czyż te kolory nie są piękne??




 Smacznego!



 

wtorek, 15 października 2013

Buraczany koktajl śniadaniowy

Buraki ostatnio rządzą moją kuchnią. Burak na śniadanie, na obiad i na kolację, burak na sok, mmmm - rozmarzyłam się ;) A jest on nie tylko pyszny ale i cholernie zdrowy:

  • pełen kwasu foliowego (ważne info dla przyszłych mam i dziewczyn planujących)
  • obfity w żelazo, wapń, magnez i potas
  • antocyjany (barwniki należące do przeciwutleniaczy - polifenoli) zwiększają wchłanianie tlenu przez komórki
  • wspomagają pracę wątroby etc..
  • uwaga - zwłaszcza gotowane zawierają dużo cukrów więc diabetycy powinni uważać
Oprócz już wspomnianego dodawania surowych buraków do soków, staram się przynajmniej raz w tygodniu upiec kilka całych buraków w folii, tak aby mieć stale je w lodówce, polecam pieczenie ich przy okazji innych wypieków, oszczędzimy trochę energii, zwłaszcza że spory burak może piec się do godziny. Takie pieczone buraki wykorzystuje prawie codziennie, jako dodatek na kanapkę, jako 'surówkę' do obiadu a ostatnio nawet do śniadania.




BURACZANY KOKTAJL ŚNIADANIOWY

Składniki:

1 upieczony burak
banan
3-4 łyżki płatków owsianych górskich
łyżeczka siemienia lnianego
 niecała łyżeczka spiruliny (lub pół dla nieprzyzwyczajonych do smaku :)
mleko roślinne


Wsypujemy płatki do blendera i zalewamy 2-3 łyżkami przegotowanej wody, zamoczone lepiej się nam zmiksują. W tym czasie obieramy buraka - uwaga, brudna robota, polecam robienie tego w rękawiczkach gumowych i w roboczym ubiorze ;) Buraka i banany kroimy, dodajemy wszystko do miksera, zalewamy mlekiem roślinnym (ok. szklanki) i blendujemy na gładką masę. Z tej ilości wychodzi mi 0,5 l pożywnego, czerwonego szejka. Można dosłodzić stewią czy syropem z agawy, ale dla mnie pieczony burak w połączeniu z bananem jest wystarczająco słodki. Spirulina jest opcjonalna, dodaję ją dla właściwości zdrowotnych bo smak jest specyficzny ale w koktajlach daje radę. Pisałam o niej TU, możecie sobie więcej poczytać.





A tutaj jeszcze więcej o buraku, po angielsku:



Smacznego!

poniedziałek, 14 października 2013

Mały kryzys.. czyli ciężkie momenty weganki



Do tego wpisu przymierzałam się już od jakiegoś czasu. Nie jest to żaden przepis a bardziej osobiste przemyślenia, więc zastanawiałam się czy go tutaj wrzucać. Ale w sumie blog też powstał jako mój sposób na wygadanie się w ten czy inny sposób szczególnie jeśli chodzi o mój weganizm. 

Przez ostatni czas przechodzę przez kryzys związany z moim wyborem życiowym jakim jest weganizm. I nie chodzi o to czy chcę powrócić do wegetarianizmu bo nie mam absolutnie takiego zamiaru. Jestem po prostu zmęczona psychicznie i fizycznie tą naszą polską złośliwością, uszczypliwością, zaczyna mnie to czasem doprowadzać do łez..
Przestaję już odpowiadać na pytania o mój weganizm bo prawie zawsze znajdują się osoby, które czują jakąś nie do pojęcia przeze mnie potrzebę wytknięcia mi, że to i to może być niewegańskie. Jakby na samo słowo weganizm zapalała się w nich lampka czystej złośliwości: „ooo, weganka myśli, że jest od nas lepsza. Tak? To jej pokażemy…”. Współtowarzysze weganie, znacie to prawda? Tę częstą reakcję mięsożerców na samo słowo ‘wegetarianin’ czy ‘weganin’, jakby samo nasze istnienie osądzało ich wybory jedzeniowe/ życiowe? I na poczucie zagrożenia reagują atakiem. A ja tylko tłumaczę im (tylko i wyłącznie kiedy ktoś zapyta i jest naprawdę zainteresowany) przyczyny MOJEGO OSOBISTEGO wyboru, nie nakłaniam nikogo do weganizmu, nie mówię że wybory innych są złe. Jeśli mam zachęcać do porzucenia mięsa i nabiału to tylko przykładem, że można, że da się. 

Gdyby ktoś, np. postanowił zostać Buddystą, może parę osób by tego nie zrozumiało, ale pewnie wysłuchaliby spokojnie przyczyn takiej decyzji (no może oprócz bardzo gorliwej katoliczki, dajmy na to cioci Krysi). Natomiast wzmianka o byciu wege zawsze znajdzie parę osób, gorąco starających się udowodnić błąd Twojego wyboru. Czasem aż dziw bierze, że raczej większość przyjmuje spokojnie do wiadomości, że ktoś czegoś nie je bo ma alergię, ale kiedy jest to już wybór tej osoby tolerancja nagle się kończy. Staram się jakoś to zrozumieć ale ciężko mi idzie, może Wy mi wytłumaczycie.
Ok., weganizm to też ideologia ale to właśnie ideologia pokoju, życia, miłości. Ale to właśnie nam weganom i wegetarianom przypisuje się łatkę walczących. Dlaczego nikt nie mówi o walczących i wojujących mięsożercach bo to oni wojują, to oni potrafią zastraszać, pomniejszać, wykpiwać. Ok, nie generalizuję bo są walczący weganie, są mięsożercy którzy ze spokojem przyjmują moje tłumaczenie, ale są to wyjątki spotkane na mojej drodze..
I przez ten kryzys też mnie tutaj nie było, ale zwalczam i powoli dochodzę do siebie tak aby znów pojawiały się tutaj przepisy i inne mniej kryzysowe wpisy :)